Montaż mebli? Proszę bardzo!
Zwykle do nowo wybudowanego lokalu wchodzę kiedy zakończyła się już budowa i czas rozpocząć prace wykończeniowe. Tym razem było jednak inaczej. Spore, 5-pokojowe mieszkanie, do którego wszedłem z klientem było już wykończone. W standardzie deweloperskim, ale wykończone. Pomieszczenia wypełnione były różnej wielkości pudłami i paczkami. Rozglądnąłem się i zapytałem.
– To co jest do zrobienia?
– Jak to co? Trzeba to poskładać – odparł klient.
– Poskładać i wynieść? – zażartowałem.
– Nie, poskładać i postawić – oburzył się.
– A… To da się zrobić!
Załapał wreszcie żart i uśmiechnął się. Była środa, umówiliśmy się, że wchodzę w poniedziałek.
Mieszkanie miało być niedługo przeznaczone przez właściciela na wynajem. Stało zawalone kartonami porozrzucanymi po pokojach jak popadło. Do mnie należało szybkie umeblowanie 5 pomieszczeń w łóżka, szafki nocne, biurko, szafy ubraniowe, sofy, fotele, stoły i stoliki, a także zamontowanie wielu drobiazgów, jak wieszaki w łazienkach, lustra, szafki wiszące, rozpakowanie i instalacja pralki oraz zamontowanie nad wybranymi oknami karniszy i zawieszenie zasłon i firanek. Było nietypowo i nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciekawie.
Meble i mebelki
Większość mebli pochodziła z dobrze znanej wszystkim Polakom szwedzkiej sieci meblowej na I… Sprawa wydawała się więc prosta, ale jak się póżniej okazało, wydawała się. Z meblami tej marki miałem do czynienia sporo, ale było to już dobrych kilkanaście lat temu. Niestety „zchińszczenie” technologii produkcji i koncepcji montażu okazało się przez lata zastraszające. Natomiast stoły i stoliki dojechały z Malezji i Chin. Swoją drogą to fascynujące, że taniej jest teraz przetransportować takie grzmoty przez pół świata, niż dać szansę rodzimym producentom. Ot, uroki globalizacji.
3, 2, 1, START!
Na rozgrzewkę wziąłem sobie szafki nocne, vel. komody (to brzmi dumnie). Mam dwie takie same w domu – pomyślałem – pójdzie łatwo. Poszło, ale technologia montażu na przestrzeni lat zmieniła się diametralnie. W moich wszelkie elementy montażowe wykonane były z metalu, albo odlewu różnych stopów. Domyślam się, że dzisiaj to za drogie rozwiązanie. Skutecznie, w większości zastąpione zostały elementami plastikowymi. Może i taniej, ale czy trwalej? Zastanawiam się tylko jak ma się to do tego, że nam, Kowalskim, w imię ratowania planety zabroniono nawet korzystania z plastikowych słomek do napojów, a w globalnej, korporacyjnej produkcji ilość plastiku stale rośnie. Pewnie się nie znam – pomyślałem i wróciłem do pracy.
Szafa szafie nierówna
Miałem do zmontowania kilka szaf ubraniowych, reprezentujących rózne linie koncepcyjne. Pax to po łacinie pokój / spokój. Montaż szafy o tej wdzięcznej nazwie rzeczywiście przeszedł spokojnie, bez niespodzianek i zaskoczeń. Tradycyjna, sprawdzona konstrukcja. Jedynym mankamentem był system mocowania szafy do ściany (zabezpieczający przed jej przypadkowym wywróceniem się na użytkownika). Doskonale trzymał szafę zabezpieczając przed upadkiem do przodu, jednak konstruktor nie przewidział, że szafa, stojąc w pewnej odległości od ściany (np. z powodu listy przypodłogowej) może, gdy się o nią oprzeć, przechylać się również w stronę ściany, uderzając o nią. Trzeba było wymylić zabezpieczenie we własnym zakresie. Ostatecznie szafę udało się ustabilizować w każdym kierunku, ale straciłem trochę czasu.
Z drugą linią szaf było gorzej. Szczerze mówiąc to projektantowi coś chyba nie pykło. Plasta to po hiszpańsku coś miękkiego, lepkiego albo zgnieciona rzecz i jakby rzeczywiście coś było na rzeczy.
Sama szafa prezentuje się bardzo ładnie, teoretycznie składa się ją bardzo szybko (zaraz wyjaśnię czemu teoretycznie) ale każdą szafę stabilizuje w pozycji prostokąta tylna ścianka, dobrze przymocowana do ścian bocznych, najczęściej gwoździami, która nie pozwala szafie utracić kształtu i stać się np. rąbem. Tutaj w bocznych ścianach konstruktor zaplanował długi cienki frez, w który należy wsunąć tylną ściankę. Niestety nie da się na stałe połączyć jej ze ścianami bocznymi. Efekt? Boczne ściany w połowie szafy ewidentnie wybrzuszają się na zewnątrz i trudno się temu dziwić. Teraz jest to delikatny efekt, ale nie trudno sobie wyobrazić, co będzie za jakiś czas.
Ciężko mi zrozumieć ideę, jaka temu przyświecała, tym bardziej, że wystarczyłaby jedna klamra pomiędzy ściankami bocznymi gdzieś za tylną ścianką, stabilizująca ich wzajemną odległość, a niech już stracę – nawet plastikowa, a nie byłoby całego problemu.
Druga rzecz to bardzo kiepska jakość wykonania rzeczonych frezów. Po pierwszych kilku minutach prób umieszczenia w nich tylnej ścianki zdecydowałem się na oczyszczenie ich z resztek niedofrezowanych wiórów płyty wiórowej. Dopiero wtedy patent zadziałał, ale czas znowu stracony. No nic – pomyślałem – najlepszym zdarzają się wpadki. Postanowiłem zabrać się za łóżka.
Jak sobie pościelisz…
Na szczęście łóżka mnie nie zawiodły. Miałem do zmontowania dwa pojedyncze i jedno podwójne z podnoszonym materacem, umożliwiające schowanie do naprawdę wielkiej skrzyni dowolną ilość pościeli.
Poszło szybko, sprawnie i bez zbędnych problemów. Wszystkie elementy pasowały do siebie niezawodnie, a konstrukcje choć z płyty wiórowej okazały się bardzo stabilne i wytrzymałe. No i z satysfakcją odnotowałem fakt, że elementy montażowe były metalowe jak dawniej, a nie wykonane z plastiku. Całości dobrego wrażenia dopełniły solidne i bardzo wygodne, dedykowane materace.
Reszta mebli znanej firmy nie budziła już we mnie takich emocji. Złożyłem co było do złożenia zastanawiając się już nad stołem i stolikiem.
Przy okrągłym stole
Podchodziłem do obu stolików z lekkim niepokojem, jakież to niespodzianki mogą mnie teraz spotkać. Okazało się, że bardzo pozytywnie się rozczarowałem.
Duży, okrągły, malezyjski stół z litego, bliżej nieokreślonego drewna przypominającego miks rodzimych gatunków z bambusem, wykonany był bardzo solidnie i elegancko. Wszystkie elementy konstrukcyjne i montażowe pasowały do siebie bez zarzutów. Całość składało się szybko i komfortowo. Trochę gorzej było z małym stolikiem z Chin. Tutaj kilkukrotnie musiałem naginać stalowe elementy podstawy aby wkręty trafiły w przygotowane dla nich otwory, ale tragedii też nie było.
Diabeł tkwi w szczegółach
Po zamontowaniu wielu drobnych elementów, wieszaków, luster, szafek łazienkowych, hokerów i krzeseł (niestety znów strasznie plastikowych), przyszła pora na karnisze, firanki i zasłony. Zrobiło się domowo i o to chodziło. Pozostałe wyposażenie mieszkania wprowadzą prawdopodobnie ze sobą pierwsi najemcy, albo kupione zostanie pod ich zindywidualizowane potrzeby. Moje zadanie po pięciu dniach pracy zakończyło się. Czas na kolejne zlecenia.